– To koleś z miasta, myślę że powinieneś ich poznać trochę jeśli chcesz pisać o takich rzeczach.
– To miłe, że mi ufasz.
– Dobra morda z ciebie, czemu bym miał nie ufać.
Był wrzesień 2009. Podkrążone oczy i twarz wychudzona od wieloletniego palenia trawki, mimo tego błysk w spojrzeniu. Darek. Darek podrapał się po gładko wygolonej głowie, włożył papierosa do ust i rozejrzał się po pokoju. Miał regały pełne książek, był najbardziej oczytanym dresiarzem jakiego znałem. Lubiłem wpadać do niego na Mokotów i słuchać historii o starej Warszawie. Kiedyś powiedziałem mu że chcę napisać kryminalną sagę rozgrywającą się w Polsce lat dziewięćdziesiątych i bardzo się tym przejął, chciał pomóc. To było miłe, aczkolwiek miałem wrażenie, że czasem za bardzo się wczuwał.
Ktoś zapukał, Darek poszedł otworzyć z niezapalonym papierosem w ustach. Weszło dwóch gości. Jeden niski, może z metr siedemdziesiąt, krótko ostrzyżony, koło trzydziestki, twarz zasiana małymi bliznami, czarne jeansy i skórzana kurtka. Drugi młody, wysoki i dobrze zbudowany, mętne spojrzenie, złamany nos, ortalionowy dres. Zanim weszli do salonu cicho wymienili kilka zdań.
– To Piotr, mój kumpel.
Przywitałem się, zmierzyli mnie wzrokiem. Niski usiadł w fotelu, młody na krześle. Domyśliłem się, że młody jest debiutantem, biega za niskim i wykonuje polecenia, ochrania. Po starszym z kolei było widać, że nie jest jednym z tych nowoczesnych gangsterów – wykształconym, pod krawatem, z siecią legalnych biznesów. Był reliktem, w oczach miał przestępstwo. Nie potrafił robić nic innego. Ledwie metr siedemdziesiąt, a czułem, że gdyby miał mnie zabić, to nie mrugnął by okiem.
– Masz jakieś palenie?
– Coś się znajdzie.
– Daj trochę młodemu, niech się zrelaksuje.
Darek puścił muzykę, skręcił blanta, rozpalił i podał młodemu. Rozlał do kieliszków wódkę, która stała na stole z okazji śmierci dziadka, ale nadawał się też na inne okazje. Młody podziękował więc wznieśliśmy toast w trójkę. Spojrzałem się pytająco na młodego, który jakby się zawstydził.
– No zapalić czasem zapalę, ale wódy unikam. Po treningu jestem, no wiesz, siłownia te sprawy.
Okazałem zrozumienie i trochę się uspokoił. Darek próbował utrzymywać rozmowę.
– A o tej kopalni słyszeliście? Wujek czy jak ona. Przejebane.
– No przejebane, przejebane, ale z tymi górnikami to wiesz. Ryzykowna robota, ale zarabiają dwa razy więcej niż normalni robotnicy, wiedzą w co się ładują.
– Co prawda to prawda, może jeszcze wódeczki?
– No polej.
– A tego Beenhakkera że wyjebali?
– No i dobrze, do mistrzostw ich nie zakwalifikował to niech wypierdala.
– No, ale popatrz. Przez ostatnich 20 lat żaden trener nie zrobił tylu pozytywnych zmian w tej reprezentacji. Zaczęli powoli grać nowoczesną piłkę, a nie tylko kurwa na aferę. A takie mecze jak z Portugalią to długo będę pamiętał. I chuj że wpierdolił teraz, jeszcze by nadrobił, a teraz to co, znów dadzą jakiegoś skurwysyna z układu i pewnie za parę lat w rankingu FIFA będziemy gdzieś przy San Marino.
– Może i tak.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Darek poszedł sprawdzić kto to, po chwili wrócił.
– Sąsiadka. Muzyka jej za głośno gra. Awans społeczny pierdolony.
Niski wstał i poszli z Darkiem na korytarz.
– A ty coś trenujesz?
Młody poczuł się pewniej.
– Sześć lat krav magi, ale teraz myślę o tajskim.
Nie zorientował się, że kłamię i pokiwał z uznaniem.
– No, na tajski się nadajesz. Chudy, wysoki, trochę potrenujesz i będziesz rozpierdalał.
Darek i niski załatwili co mieli załatwić. Młody się podniósł, pożegnali się i wyszli.
– I co, niezły koleś?
– No niezły.
Spojrzałem na zegarek, było dwadzieścia po dwudziestej pierwszej, byłem na dziesiątą umówiony z Olą, więc podziękowałem Darkowi za gościnę i też zacząłem się zbierać. Ola była studentką architektury, która nie widziała we mnie nieudacznika, co bardzo mi odpowiadało. Lubiłem ją okłamywać i nie rozumiałem, czemu nigdy nie okazuje, że doskonale o tym wie. Darek podał mi rękę i w końcu zapalił papierosa, a ja udałem się na randkę.