Jest noc i nie pada. Piotr leży i słucha bluesa. Marzy sobie starając się bardzo, by marzenia jak najbardziej realne były i na faktach się opierały i z wspomnieniami przeplatały. Bo poznał kogoś przez duże „K” i chciałby wymarzyć sobie coś co się stanie. Coś co będzie, a nie nie będzie, jak deszcz, który dziś nie pada. Tak trochę jak Bessie Smith, która leżała i czekała, leżała i śpiewała. Piotr wprawdzie nie umie śpiewać, ale dobrze mu idzie słuchanie, więc zasłuchuję się w bluesie, który najlepszy jest na dolegliwości takie jak samotność czy zauroczenie.
W każdym razie Piotr jest całkiem szczęśliwy dnia tego, bo pierwszy raz od dawna nie myśli o złych rzeczach, nie planuje grzechów, nie spowiada się przed sobą z tych już popełnionych, nie błąka się bez celu po mieście nocą, tylko leży i spokojny jest, choć jakoś wewnętrznie drgnięty; z emocjami swoimi rozmawia, z którymi to kontaktu od dawna nie miał i zażywa muzykę wszystko to ułatwiającą.
– Kolejny domek z kart pora budować zacząć. – rzekł w stronę gramofonu i ucieszył się, że Bessie Smith się z nim zgodziła.