Dziś staram się ukryć przed czasem, albo przynajmniej o nim zapomnieć, co wcale nieźle mi wychodzi. Wstałem o wyjątkowo pożytecznej godzinie, nabiłem sobie kilka dobrych uczynków, pouczyłem się trochę i teraz nie do końca wiem co ze sobą zrobić, powinna być już 23.00, a nie ma jeszcze 20.00. Co nie znaczy, że to mi się nie podoba, lubię mieć więcej czasu niż potrzeba, lubię lewitować poza obowiązkami, słuchać muzyki, dyskutować z własnymi myślami, odpoczywać. Dlatego toczę cichą wojnę z minutami, które lubią sobie ze mną pogrywać – najpierw czekają aż nacisnę „play”, położę się wygodnie, zacznę czytać książkę bądź marzyć, a potem – potem dwa mrugnięcia i okazuje się, że tych kilka godzin czasu wolnego zdążyło się ulotnić, wyparować, uciec gdy na chwilę oderwałem wzrok od zegarka.
Vashti Bunyan, która wydała swój pierwszy album w 1970 roku („Just another diamond day” – nie sprzedał się w zbyt dużej liczbie egzemplarzy, został jednak odkryty na nowo 30 lat później i zyskał wielką popularność, ceny na portalach aukcyjnych dochodziły do 2000 dolarów) pomaga mi dzisiaj tkwić w oderwaniu od utylitarności. Marzenie przy jej piosenkach to wyjątkowo przyjemna sprawa. W ogóle myślenie o jej piosenkach, to dla mnie rozrywka wyższego rzędu.
„I’d like to walk around in your mind”. O tak, zdecydowanie jest parę osób na tym świecie, albo mniej abstrakcyjnie – w tym mieście, których myśli chętnie bym zwiedził. Ale chciałbym też, by to zadziałało w dwie strony – gdybym mógł na przykład pospacerować przez parę godzin w głowie pewnej mądrej i ambitnej Alicji, mając świadomość, że ona w tym czasie jest „u mnie”, poznaje moją wyobraźnię. Szukałbym bym u niej źródeł motywacji i prawdziwych emocji, o których nie lubi mówić, twierdząc że to publiczna onanizacja. Ona mogłaby przejść się po galerii moich fantasmagorii i iluzji, które tak ciężko mi czasem opisać. To by było ciekawe. Chciałbym.
Miłego słuchania.
Pewnie oboje potem chcielibyśmy zapomnieć to co zobaczyliśmy.
Nie mogę się zebrać do skończenia felietonu. Słucham wspaniałej muzyki którą podrzucił mi przyjaciel, a którą się dzielić nie chcę. I czekam na popołudnie na kolejny odcinek sagi „Ja i On” i zbieram odwagę na first kiss.
Powodzenia. Odwiedź kiedyś tę Polskę.