Jestem całkiem zadowolonym człowiekiem. To były spokojne, przyjemne – w sumie jedne z najlepszych w moim życiu – święta. Pewnie po części mam takie wrażenie przez kontrast – dwa lata temu dzień przed wigilią miałem wypadek samochodowy, a rok temu święta – jak i sylwestra – spędziłem na odwyku, czy ładniej mówiąc – w przytulnym ośrodku terapii uzależnień.
A teraz – kameralnie, dużo ciepła, z czystym sumieniem – błogo.
W każdym razie święta już się skończyły, studenci na szczęście mają jeszcze trochę wolnego, pracy dużo nie mam, więc nic tylko odpoczywać, spotykać się z znajomymi których dawno nie widziałem, zmieniać zdjęcie profilowe na facebooku, z uśmiechem na ustach wchodzić w nowy rok.
Connie Francis sprzyja i odpoczynkowi i spotkaniom i uśmiechowi. Connie jest kul. Connie Francis według mnie pasuje do takiej oldskulowej odmiany relaksu – kanapa, ciepłe skarpety, gazeta, piosenka na pierwszym i trzask winyla na drugim dźwiękowym planie.
14:31, piję pierwszą dziś kawę, dobrą czarną kawę; pogoda jest ładna, ale już się kończy – tzn dzień się kończy, jasność się kończy – no i zimno w kości gdy stoi się na dworze i pali zakazane w pomieszczeniach papierosy; przynajmniej nie ma tego nieciekawego wrażenia wszechogarniającego brudu i ataku chorób zakaźnych, towarzyszącego odwilży – np. takiej jak ta sprzed kilku dni. Muzyki słucha się dziś przyjemnie, humor się od niej poprawia; poziom lenistwa w normie; noc zapowiada się długa, lecz nie szalona. Miłego wszystkim życzę i idę sobie.