Dziękuję Wam bardzo za wczoraj. Dawno się tak nie bawiłem.
Teraz odpoczywam. Lubię takie powolne soboty, gdy jestem zmęczony nocą, ale też zadowolony. Szczęśliwy z wyczerpania. Palę fajki i rozmyślam, piję kawę i wspominam, zawieszam się trochę, ale mi to nie przeszkadza; czas staje się plastyczny, rozciągam każdą chwilę do granic możliwości, serce bije sobie powoli, momentami przyśpiesza reagując na jakiś pikantny obraz w głowie by zaraz o nim zapomnieć i wrócić do normalnego rytmu.
Znalazłem utwór idealny na sobotę trzydziestego października. Delikatnie gorzki, hipnotyzujący. Bawi się moimi emocjami, żongluje marzeniami. Albo odwrotnie. Duchy kobiet pojawiają się w mojej głowie, przenikają się, odpływają by ustąpić miejsca następnym. Część z nich znam, część widzę po raz pierwszy. Pragnę wszystkich, jednocześnie pragnąc jednej. Wyobrażenie ideału rozerwane na strzępy, podzielone na elementy, które chciałbym złapać i pozszywać. Nie da się. To tylko duchy, delirium samotnego mężczyzny.
Słońce powoli zachodzi, czekam na kolejny sen.