„Samotny mężczyzna”. Jedyny film, na który zdecydowałem się iść do kina 5 razy. Nie żałuję. To jedna z najprzyjemniejszych kompulsji w moim życiu.
„Green Onions” w tym właśnie filmie zostało wykorzystane, co niewątpliwie miało silny wpływ na moje odbieranie tego – swoją drogą świetnego – kawałka.
Pierwsza godzina filmu Toma Forda, to piękne, ale i zarazem melancholijne obrazy wzmocnione muzyką Abela Korzeniowskiego i Shigeru Umebayashiego. To pewnego rodzaju trans z którego wyrywały mnie co kilka minut przechodzące całe ciało dreszcze. To refleksja i miłość. To nostalgia. Jest też jednak afirmacja. Moment w którym Colin Firth zaczyna tańczyć z Julianne Moore i wspomnienie tego momentu – pod koniec filmu – przez głównego bohatera, jako jednej z chwil, które utwierdzają go w przekonaniu, że wszystko jest tak jak być powinno… PIĘKNE.
Gdy usłyszałem „Green Onions” w kinie, sam miałem ochotę wstać i zacząć tańczyć. Noga mimowolnie wybijała rytm, za każdym z 5 razów.
Teraz Booker T & the M G ‚s towarzyszą mi podczas porannych wyjść z mieszkania, gdy sam muszę się utwierdzić w przekonaniu, że wszystko jest tak jak być powinno.
„Green Onions” w wersji studyjnej i koncertowej: